John Frusciante - Enclosure

Kiedy przeczytałam o nowej płycie Johna Frusciante wiedziałam, że fizyczne posiadanie jej na półce będzie dla mnie rzeczą niemożliwą (przynajmniej na ten moment), ale całej płyty mogłam posłuchać za pośrednictwem YouTube'a. Nie mogłam również nie napisać kilku słów na temat Enclosure na blogu. 



Na nowość "mojego" Fru czekałam z niecierpliwością, spodziewając się wszystkiego. Już pierwsze dźwięki przykuły moją uwagę. Pierwsze skojarzenie - coś horrorystycznego, mrocznego, a syntetyczny wokal, który po chwili wyłonił się z "czeluści" melodii tylko mnie w tym utwierdził. Kolejny utwór jest już bardziej przyjemny w odbiorze od poprzedniego, ale też wciąż nie dla każdego. Enclosure to nie album dla każdego, nie wszystkim przypadnie do gustu. Jest to muzyka głównie syntezatorowa przeplatana mistrzowską grą na gitarze. Jest to inne ujęcie muzyki, co jednak nie oznacza, że gorsze. Tak jak pisałam apropo poprzedniego albumu Frusciante jest to rodzaj muzyki po który jeszcze niedawno bym nie sięgnęła. Świadczy to o tym, że rozwinął się mój gust, nie zmienił, bo słucham wciąż tych samych wykonawców co przed laty, ale sięgam również w większym stopniu, po rzeczy inne i dojrzalsze. Nie jest to może płyta, której chętnie posłuchamy, kiedy tryskamy doskonałym humorem, jednak różnorodność występująca na Enclosure sprawia, że słuchając go przenosimy się w całkowicie odmienny świat/wymiar. I właśnie to w twórczości Johna Frusciante lubię najbardziej.

Po raz kolejny były muzyk Red Hot Chili Peppers udowodnił, że nie potrzebuje zespołu i ogromnej popularności, aby tworzyć genialną muzykę. Jak napisałam wcześniej nie jest to album, którego słucha się na co dzień, kiedy mamy dobry nastrój, ale raczej rodzaj takiej płyty, przy której możemy pomyśleć i odpłynąć zupełnie z ogarniającego nas świata. Występująca na Enclosure elektronika spowodowana użyciem syntezatorów sprawia, że album jest dosyć "ciężki". Tłumacząc użycie tego słowa mam na myśli, że "ciężki" w sensie przytłaczający, trudniejszy w odbiorze.

Enclosure całkowicie mną zawładnął i zachwycił, gdyż po raz kolejny John Frusciante pokazał, że zasługuje na miano MISTRZA i odejście z Red Hot Chili Peppers tylko mu służy, gdyż rozwija się on muzycznie. I po przeczytaniu wywiadu na temat tego nowego albumu, wiem, że czuje się on spełniony muzycznie. Zachęcam do przesłuchania albumu, ciekawa jestem czy i Wam przypadnie do gustu.

Tracklista:

  1.  Shining Desert 
  2.  Sleep 
  3. Run 
  4. Stage
  5. Fanfare 
  6. Cinch 
  7. Zone 
  8. Crowded
  9. Excuses 


Komentarze

  1. Ughh... Jestem pochłonięta wstydem! Ja, niby-fanka RHP, nawet nie wiedziałam, że John śpiewa. Hahah, ugh... :/

    shelf-of-books.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam sięgnąć po poprzednie albumy Johna, te bardziej wokalne i gitarowe, aniżeli z użyciem syntezatorów ;) Ja też bym nie wiedziała, gdyby nie moja "miłość" do Johna, która wykwitła na początku mojej znajomości z RHCP. Na YT powinny być wszystkie albumy, nigdy nie jest za późno, żeby poznać twórczość Johna ;)

      Usuń
  2. Zainteresowałaś mnie. Z chęcią posłucham całej płyty :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podziwiam artystów którzy potrafią zrezygnować z wielkiej sławy i pieniędzy by odnaleźć samych siebie. Nie wiedziałam że ten muzyk zaczął pracować na własny rachunek, chętnie przyjrzę się jego poczynaniom. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Przeczytałeś moją recenzję/post? Podziel się swoją opinią. Za każde pozostawione tutaj słowo z całego serducha dziękuję! :)

Popularne posty