Stephen King piszący jako Richard Bachman - Wielki Marsz

Kolejna książka Stephena Kinga z mojej półki została ukończona. Bardzo mną wstrząsnął Wielki Marsz, biorąc ją do ręki przed 4 dniami spodziewałam się czegoś innego, ale jak zawsze nie rozczarowałam się tym co miał mi do zaoferowania niekoronowany król horroru. Było to moje siódme spotkanie z twórczością Kinga i ponownie bardzo udane.

"Trzymanie się życia ciężko sklasyfikować jako hobby."

Wielki Marsz to coroczny morderczy marsz setki chłopców przez Stany Zjednoczone, start jest w stanie Maine, zaś meta, tam gdzie przedostatni chłopiec umrze. Wszystko odbywa się na oczach tysięcy ludzi, którzy zagrzewają do walki swoich faworytów, ba nawet stawiają zakłady, kto w tym roku zwycięży oraz jak daleko marsz zajdzie. Chłopiec, który nie ma już sił na dalszą drogę z różnych powodów zostaje wyeliminowany bezpowrotnie. W tym marszu stawką jest więcej niż tylko wygrana, najważniejszą stawką jest tutaj życie, które po kolei traci dziewięćdziesięciu zawodników.

"Tłum był głosem i okiem. Był zarówno Bogiem jak i Mamoną. (...) Tłum trzeba zadowolić. Tłum trzeba czcić i trzeba się go lękać. W końcu trzeba złożyć mu ofiarę."
Uczestnicy marszu mogą dostać tylko trzy upomnienia, następne to czerwona kartka. Mimo rywalizacji chłopcy podczas wędrówki przez kolejne miasta i stany USA nawiązują przyjaźnie, zwierzają się sobie z największych sekretów, opowiadają o swoim życiu, a nawet pomagają w trudnych sytuacjach. Każdy uczestnik otrzymuje swój numer od jednego do stu.
"Nikomu nie zależy na tym, żeby go nienawidzili, kiedy musi umrzeć."
Marsz zmienia jego uczestników nie tylko pod względem fizycznym, ale również psychicznym, bowiem każdy, kto praktycznie co chwilę ogląda śmierć nie może funkcjonować normalnie. Jak już się zdecydowano wyruszyć z wielkim marszem nie można było zmienić już swej decyzji.

"Wszyscy jesteśmy myszami w pułapce."

Czytając Wielki Marsz czuło się dziwny niepokój, że stojący wokół tłumu zamiast próbować sprzeciwić się morderczemu marszu, wiwatował, gdy uczestnicy przechodzili, sporo  z nich cieszyło się, gdy na ich oczach zawodnicy tracili swoje życie. Książka Stephena Kinga to ukazanie w bardziej mroczny i brutalny sposób tego, że ludzie coraz rzadziej pragną pomagać drugiego człowiekowi, a oglądanie jego cierpienia to dla nich źródło satysfakcji, a także tego, że w najgorszych chwilach łatwiej jest liczyć na pomoc wroga, niż kogoś kogo uważaliśmy za przyjaciela. Wielki Marsz zostawia piętno na psychice, ponieważ to w jaki sposób King opisał cały przebieg marszu przyprawia człowieka o dreszcze. Gdy czytałam o bólu, którego doświadczał główny bohater mnie samą zaczynały boleć łydki, kręgosłup. Nasuwają mi się tutaj zdania: Homo homini lupus - Człowiek człowiekowi wilkiem  oraz Ludzie ludziom zgotowali ten los.

"Wszystko jest takie straszne - powiedział McVries - bo jest tandetne. Sprzedaliśmy samych siebie, przehandlowaliśmy nasze dusze za tandetę.

Bardzo dobrze czytało mi się  Wielki Marsz z ogromnym bólem serca przerwałam czytanie, by zająć się innymi rzeczami, a gdy dotarłam do końca byłam rozczarowana, że to już koniec. Wielki Marsz to może nie najlepsza książka króla horroru, ale na pewno warta uwagi, bo można w niej znależć wiele odpowiedzi na pytania dotyczące życia i śmierci, a również zależności między nimi.
"Zmarli są sierotami. Nie mają ojca, matki, dziewczyny, kochanki. Towarzyszy im tylko cisza, cisza jak skrzydełko ćmy."

Komentarze

Popularne posty