S.King - Lśnienie
„Gdy rozum śpi budzą się upiory” /Goya/
Jedną z najbardziej znanych powieści Stephena Kinga jest „Lśnienie”.
Czytałam już 11 książek niekoronowanego króla horroru, ale tych, który
przyniosły mu rozgłos nie. Jednak zmieniło się w tej chwili. Pewnie długo by
się to nie zmieniło, gdyby nie pojawienie się na rynku drugiej części pod
tytułem „Doktor Sen” i moja chęć zapoznania się z nią. Nie czekając
długo sięgnęłam po „Lśnienie” i naprawdę nie mam czego żałować.
Jack Torrance ma zająć się Hotelem Panorama ukrytym w Górach
Skalistych na całą zimę. W tym celu przeprowadza się ze swoją żoną Wendy i
swoim niespełna sześcioletnim synem Danny’m do opustoszałego hotelu. Chłopczyk
posiada niezwykły dar, potrafi czytać w myślach, a także przewidywać przyszłość
z nim związaną. Hotel wydaje się mieć
jakaś moc, która niekoniecznie jest dobra. Danny ze strachem odkrywa, że
Panoramą rządzą duchy zmarłych w różnych okolicznościach gościach hotelu. Duchy
zaczynają doprowadzać do obłędu ojca chłopczyka – Jacka.
„Można zostać ukłutym, ale samemu też można ukłuć.”/str.136/
Automatycznie po przeczytaniu tej książki pojawił mi się w
głowie cytat: „homo homini lupus”.
Nie potwory wychodzą za kontuary i gonią bohaterów powieści, a właśnie człowiek
człowieka. Choć mamy tutaj irracjonalny przekaz, że mimo wszystko hotel był
nawiedzony, to jednak nie ukaże nam się nic w co nie wierzymy. Stephen King w „Lśnieniu”
w niemal mistrzowski sposób pokazał jak odosobnienie od społeczeństwa,
zamknięcie w czterech ścianach bez możliwości wyjścia destrukcyjnie wpływa na
człowieka, jak „pustka” potrafi wykorzystać i wyciągnąć na wierzch wszystkie
słabości i wady człowieka. Książkę
mistrza horroru czytałam z zapartym tchem, przewracałam kartki z ogromną
ciekawością i strachem. Nie mogłam się oderwać od lektury, a jeżeli już musiałam
ją przerwać czyniłam to niechętnie. Co prawda momentów, w których włosy jeżyły
mi się na głowie było mało, to jednak bałam się o bohaterów powieści. Udzielało
mi się przerażenie Wendy jak i małego Danny’ego.
„Łzy uzdrawiające to także te łzy, które parzą i smagają”/str.513/
Autor wykreował w taki sposób bohaterów, że zyskali oni moją
sympatię od samego początku. W zasadzie to tak wczułam się w fabułę powieści,
że odczuwałam razem z nimi to wszystko co się działo. Po przeczytaniu tej
książki rozumiem jej fenomen. Czas, który na nią poświęciłam na pewno nie
został zmarnowany, a każda godzina czytania „Lśnienia” to była prawdziwa uczta.
Komentarze
Prześlij komentarz
Przeczytałeś moją recenzję/post? Podziel się swoją opinią. Za każde pozostawione tutaj słowo z całego serducha dziękuję! :)