Tym razem ukryta za obiektywem [obiektywami] aparatu

Witajcie!

Dzisiejszy post będzie poświęcony fotografii, obiecałam, więc jest. Zwłokę spowodował brak internetu, taka złośliwość rzeczy martwych. Mam dla Was w planach dwie recenzje filmowe, także trochę się jeszcze pojawi, ale dzisiaj nie o książkach, nie o filmach, a o fotografii. To nie pierwszy post o takiej tematyce na tym blogu, ale ten mam nadzieję będzie już najkonkretniejszy. 



Jak już wspominałam w przepraszającym poście 27 czerwca broniłam się w szkole fotograficznej Fotoedukacja. Mówiąc szczerze zapisując się do szkoły myślałam, że będzie łatwiej, ale moja pasja pochłonęła niemal 90% mojego życia, zmusiła do rezygnacji z innych spraw, kiedy świadoma, iż trudno będzie jedno z drugim połączyć musiałam dokonać wyboru. Wyboru dla mnie bardzo bolesnego i nieodwracalnego [póki co]. Wracając do fotografii dyplomowej nikt nie narzucał nam tematu, miał on się jednak mieścić w czterech zaproponowanych specjalizacjach, które samodzielnie wybieraliśmy. Wyboru dokonać można było spośród: fotografii reklamowej, fotografii klasycznej [w której mieści zarówno fotografia analogowa, jak i cyfrowa, ale odnosząca się do klasycznej formy wykonywania zdjęć], fotografii cyfrowej [czyli wszystkie możliwości cyfry: tworzenie panoram, fotomontaży etc.] oraz fotografia i multimedia [czyli zaprezentowania zdjęcia w formie slajdów, pokazów etc.]. Po bardzo długim zastanawianiu się wybrałam fotografię klasyczną, gdyż to ona dawała mi pole do popisu, a zaawansowane kombinacje graficzne to nie moja brocha. Potem pozostała kwestia tematu, pomysłów było dosyć trochę: fotografia kolejowa [czyli wagony, lokomotywy i sytuacje na kolei], opuszczone miejsca [które fotografować lubię, niekoniecznie zagłębiając się we wnętrza takich miejsc], w pewnym momencie zastanawiałam się nad wykorzystaniem zdjęć prezentowanych tutaj, czyli książek. Padło na pewnego misia, gdyż z jego pomocą postanowiłam ukazać życie człowieka. Czy mi wyszło? [celowo daję bez opisu, ciekawa jestem Waszych interpretacji - bywają różne]

Tak to w życiu bywa, czyli historia pewnego misia...

Mój aparat, a w zasadzie aparaty są nieodłącznym wyposażeniem podczas jakichkolwiek wycieczek i spacerów. Patrząc na to jakie zdjęcia robiłam posiadając jeszcze swojego Fujifilma Finepix s3200, a jakie robię teraz, już nie Fujfilmem [jednak to nie ma wpływu, bo i ostatnie zdjęcia z Fuji były już krokiem naprzód], a Sony'm Alpha s58 to widzę, że poczyniłam duże kroki naprzód. Niewątpliwie dużo dała mi szkoła, która pokazała mi techniczną stronę fotografii, która wpłynęła również na jakość wykonywanych zdjęć. W międzyczasie zrobiłam kurs upoważniający do wykonywania zdjęć podczas liturgii w kościele, na razie jeszcze nie miałam okazji go wykorzystać.
Od ostatniego wpisu związanego z fotografią minęły dwa lata i w tym czasie zdążyłam zmienić swój sprzęt. Kiedyś był to Fujifilm Finepix s3200, którego obecnie już nie posiadam, a dzisiaj są to dwie lustrzanki: jedna cyfrowa Sony Alpha s58, do której obecnie posiadam dwa obiektywy: kitowy 18 - 55 mm ze światłem 3.5 - 5.6 oraz stałoogniskowy 50 mm ze światłem 1.8; oraz jedna analogowa z obiektywem Sigma 28 - 70 mm ze światłem 4.0, która również pasuje do Sony. Na dniach ma przyjść nowy obiektyw 70 - 210 mm, który da mi i mojemu Ukochanemu nowe możliwości. Nie mogę też zapomnieć o swoim telefonie Nokii Lumii 735, która nieraz także służy mi jako aparat.

Oczywiście, jak na fotografa we współczesnym świecie przystało mam stronę na FB, a za niedługo ruszy strona WWW. Z tego miejsca chciałabym Was serdecznie zaprosić właśnie na tę stronę: 
Skąd wzięła się nazwa Foxgrafia? Od nazwiska mojego Ukochanego, bo to nie tylko moja strona, ale i jego,a że wymyślając nazwę co mi się podobało było zajęte. I tak powstała Foxgrafia. Na facebookowej stronie znajdziecie szereg moich fotografii, dlatego też tutaj nie dołączę dodatkowych... A jeśli macie jakieś pytania zapraszam do dyskusji :)


Komentarze

Popularne posty