N. Sparks - Na ratunek
Twórczość Nicholasa Sparksa była
mi jak dotąd nie znana, obejrzałam jedynie film na podstawie jego powieści – Pamiętnik – który notabene bardzo dobrze wspominam, jednak jego książki były dla
mnie zagadką. Każdy zewsząd polecał mi jego powieści i w końcu musiałam
przeczytać jakąś jego książkę. Na pierwszy rzut padło na powieść pod tytułem Na
ratunek był to raczej
przypadek, aniżeli zamierzony wybór, bowiem ta jedna książka znalazła się w
bibliotece.
Denise Holton to samotna matka,
jej synek Kyle pozornie jest jak każdy
chłopiec w jego wieku, jednak ma on ogromne problemy z mową. Denise stara się dowiedzieć
przyczyny zaburzeń u swojego dziecka, a także konsekwentnie z nim pracuje.
Kiedy pewnego dnia wraca od kolejnego specjalisty do swojego domu w Edenton nad
miastem szaleje burza. Denise nie potrafiąc opanować samochodu doznaje wypadku,
nieprzytomną znajduje ją strażak Taylor McAden. W szpitalu Denise poznaje matkę
Taylora – Judy, która postanawia ją odwiedzić, kiedy dowiaduje się kim jest
Denise. Z biegiem czasu pomiędzy Denise a Taylorem zaczyna rodzić się uczucie,
jednak McAden nie potrafi uporać się ze swoją przeszłością.
Bardzo prosta historia, można by
powiedzieć romansidło, które i tak kończy się happy endem. Może i tak jest, ale
historia bardzo rzeczywista, nie wydawała mi się ona także zbyt cukierkowa i
przekoloryzowana. Dla mnie była w sam raz. Może nie przepadam za takimi
powieściami, gdzie z góry wiemy jak się wszystko potoczy, wolę trochę
pogmatwania i niekoniecznie takie, gdzie mogę przewidzieć ich koniec. Nie wiem
jak z innymi powieściami Nicholasa Sparksa, ale ta była dla mnie zbyt
przewidywalna. Nie mogę jednak powiedzieć, że się nudziłam, bowiem książka ta
była naprawdę interesująca i idealna na tę porę. Wciągnęła mnie i czytając obiecywałam
sobie, że to ostatni rozdział. Na ratunek na pewno mnie
zafascynowało i urzekło, głównie za tę prostą, piękną choć trudną miłosną
historię, może i czasem nudną, jednak nie jestem w stanie krytycznie spojrzeć
na tę powieść. Miała w sobie coś od początku co przyciągało.
Nicholas Sparks operował prostym
zrozumiałym językiem, bohaterowie byli zwyczajni, niczym się nie wyróżniali i
wzbudzali sympatię od początku. Może i irytowała mnie Melissa i w później
denerwowało zachowanie Taylora, to jednak byli oni autentyczni, nie
przekoloryzowaniu i sztuczni. I chyba właśnie to sprawiło, że Na
ratunek tak przyjemni mi się czytało.
Jak już wspomniałam wcześniej to
było moje pierwsze spotkanie z twórczością Nicholasa Sparksa, myślę, że kiedyś
ponownie sięgnę po jakąś jego książkę, jednak nie sądzę by nastąpiło to szybko.
Po prostu wolę, gdy w książce panuje tajemnica i nie wiem co się wydarzy, niż
dostaje opowieść, która jest przewidywalna. Nie wiem jakie są inne książki, może
nie wszystkie są takie same, ale ta właśnie taka była, choć bardzo się cieszę,
że trafiłam na taką książkę tego autora, której nie czytał nikt z moich
znajomych i nie miałam w głowie ich opinii. Na ratunek to dobra
pozycja na chandrę, na długie zimowe wieczory pod kocykiem i z kubkiem czegoś
przyjemnie parującego.
Do tej pory przeczytałam jedynie "Ostatnią piosenkę" Sparksa, która okazała się bardzo przyjemną lekturą, zatem z pewnością sięgnę również po inne powieści tego autora. :)
OdpowiedzUsuń"Ostatnią piosenkę" polecali mi znajomi już jakiś czas temu, ale ja się do Sparksa przekonać nie mogłam. Ostatnio nabrałam po prostu ochoty na taką powieść i pobiegłam do biblioteki ją wypożyczyć.
UsuńSparksa lubię, bo nie powiem, że uwielbiam. Ostatnio miałam w ręku Dla ciebie wszystko i choć sama książka mnie nie zawiodła to wiem, że są lepsze. Akurat ta jest mało dla mnie zazna i zastanawiam się czy sobie jej nie odpuścić.
OdpowiedzUsuń