Hillel Slovak - genialny gitarzysta

Hillel Slovak - ur. 13 kwietnia 1962 roku, pierwszy gitarzysta Red Hot Chili Peppers(1983, 1985 - 1988), zmarł 25 czerwca 1988 roku w wyniku parzedawkowania heroiny, został znaleziony 27 czerwca. Urodził się w Izraelu (w Hajfie) i był synem polskiej żydówki i jugosłowiańskiego żyda. W 1967 roku wraz z rodzicami przeniósł się do Kalifornii.

Był przyjacielem wokalisty RHCP, który w swojej biografii wielokrotnie wypowiada się o zmarłych Hillelu. Anthony Kiedis poświęcił Hillelowi również kilka piosenek, wsród nich My Lovely ManKnock Me Down oraz pośmiertnie Behind the sun (na tej piosence znajduje się również śmiech Hillela - 2:40:) ). 

Z biografii Anthony'ego Kiedisa - Blizna - o Hillelu:
Tymczasem byłem zajęty bez reszty zajęty moim pączkującym życiem towarzyskim w Fairfax. Kilka miesięcy po poznaniu Mike'a* spotkałem drugą osobę, która stała się jednym z najbliższych przyjaciół, jakich miałem w życiu. Często na boisku Fairfax grywały cudaczne szkolne zespoły rockowe. Chyba jeszcze w czasie pierwszego semestru zobaczyłem śmieszną kapelę o nazwie Anthym. Nie zrozumcie mnie źle, kiedy mówię "śmieszna" - ci chłopcy byli naprawdę utalentowani, ale trochę zacofani. Grali covery piosenek Queen, Led Zeppelin, wszystkich tych grup, których czasy już minęły, i mieli długie, kręcone jak u pudli włosy.  W czasie koncertu rozdawano domowej roboty, prostokątne plakietki zespołu Anthym, wziąłem więc jedną. Miałem ją przypiętą, kiedy pewnego dnia wpadłem na jednego z gitarzystów kapeli. Nazywał się Hillel Slovak. Zaczeliśmy gadać i zaprosił mnie do domu na coś do przegryzienia.
/A. Kiedis & L. Sloman Blizna, str.68/
Kiedy w 1985 roku Hillel ponownie stał się członkiem zespołu, ogarnęło nas wspaniałe uczucie - było tak jakbyśmy wrócili na właściwą drogę. (...) Co więcej Hillel był naszym bratem. I jak brat martwił się ilością zażywanych przez mnie narkotyków.
/A. Kiedis & L. Sloman Blizna str.161/
Wieczorem przed koncertem Hillel czuł się bardzo źle, że nie był w stanie wyjść z pokoju. Poszliśmy do niego razem z Flea. To było niewiarygodnie smutne - patrzeć, jak przegrywa walkę z mrokiem. Nie miał w oczach tego błysku, który mówił: "Tak przegrywam, ale nie zamierzam się poddawać, będę walczył, do samego końca." Zamiast tego lamentował: "Nie dam rady. Umieram.". Przekonaliśmy go, żeby poszedł z nami do klubu. Zaczęliśmy koncert tym syczącym początkiem, który był naszym znakiem firmowym, ale Hillel nie brał udziału w tym, co działo się na scenie. Kiedy próbowaliśmy zagrać kolejny numer, przerwał, wymamrotał:
- Nie dam rady - i zszedł ze sceny. Popatrzyłem na Flea i Jacka, powiedziałem:
- Zróbcie coś - po czym pobiegłem za kulisy, gdzie Hillel siedział zgarbiony i płakał z twarzą ukrytą w dłoniach.
- Hillel, dasz radę. Bierz tę swoją pieprzoną gitarę i chodź.
- Nie, nie potrafię. - jęknął - Odwołajcie koncert. To koniec.
/A. Kiedis & L. Sloman Blizna str. 213/
Następnym przystankiem było Oslo, dokąd jechaliśmy pociągiem. To była długa podróż. Hillel i ja wylądowaliśmy w jednej kuszetce. Zawsze łączyła mnie z nim głęboka więź. (...) Z Hillem jednak człowiek czuł się dobrze, odsłaniał wszystko. Byłem z nim bliżej niż z jakimkolwiek innym mężczyzną. (...) Nieważne, co zrobiłeś, jakie miałeś wady czy słabości, jakie klęski na siebie sprowadziłeś, Hillel nigdy nie wykorzystał ich przeciwko tobie. Inaczej niż Flea, który zawsze odnosił się do mnie jak do brata - rywala, Hillel nigdy nie miał w sobie tej żyłki konkurowania. (...)
Po koncercie w Oslo wróciliśmy do Los Angeles. Na lotnisku uściskaliśmy się serdecznie i wymieniliśmy kilka typowych w takich okolicznościach zdań:
- Świetna trasa, wspaniale było z tobą być.
- Zadzwoń do mnie.
- Dam sobie radę. A ty?
- Ja też.
Pożegnaliśmy się, po czym Hillel i ja ruszyliśmy do naszych dilerów. Przypuszczalnie trzeba by skorzystać ze stopera, żeby stwierdzić który pierwszy dokonał zakupu. (...) W drodze do domu zatrzymałem się, żeby zadzwonić do Ione z automatu. Nie mogłem tak po prostu przyjść i spojrzeć jej w twarz, najpierw musiałem przeprosić przez telefon. Prawdę mówiąc, nawet nie wiedziałem, czy rzeczywiście wrócę, bo wciąż byłem w ciągu. Kiedy odebrała, powiedziałem:
- Ione, tak strasznie mi przykro z powodu tego, co robię.
Słysząc, jak szlocha, pomyślałem: To niesamowite. Nikt nigdy tak nie zareagował na mój telefon. 
Przyjeżdżaj natychmiast. Stało się coś strasznego! - krzyczała. Nie sądzę, że wtedy przekazała mi szczegóły, ale padło imię Hillela i w tym momencie jakaś część mnie wiedziała, że umarł. Zaraz jednak zacząłem tę myśl wypierać: Jest zdenerwowana. Może przedawkował, a ona uważa, że to musi oznaczać śmierć. To jednak wystarczyło, żeby przykuć moją uwagę. Pojechałem do domu, wysiadłem z samochodu z głową zasnutą chemiczną mgłą. Ione na wpół ubrana wybiegła na ulicę. Twarz miała spuchniętą, czerwoną i mokrą od łez.
- Twój przyjaciel Hillel nie żyje! - krzyczała, Kompletnie się załamała. Można by pomyśleć, że był najbliższą dla niej osobą na świecie. Od razu odczuła cały związany z tym ból, gdy ja nie chciałem go zaakceptować.
- To musi być jakaś pomyłka.
Na dnie serca wiedziałem, że umarł, ale nie pozwalałem sobie na przyjęcie tego do wiadomości.
/A. Kiedis & L. Sloman Blizna str. 216 - 218/ Zawsze, gdy czytam ten fragment moje oczy stają się mokre, ale dodam jeszcze jeden, niemniej smutny:

Mniej więcej po dwóch tygodniach w ośrodku odwiedził mnie Bom Timmons. Orientował się, że unikałem przejścia przez żałobę po śmierci Hillela, powiedział więc, że zabiera mnie na przepustkę. Pojechaliśmy do żydowskiej części cmentarza Forest Lawn i tak długo chodziliśmy, dopóki nie znaleźliśmy grobu Hillela. Nie było tam kamienia nagrobnego, tylko skromna tabliczka z prostą inskrypcją w rodzaju: "Hillel Slovak. Oddany syn, brat, przyjaciel, muzyk."Powiedziałem do Boba:
- Okay, znaleźliśmy go. Mamy to za sobą. Możemy już stąd iść?
- Nie, moim zdaniem nie powinniśmy jeszcze odchodzić - odparł Bob. - Pójdę teraz na spacer. Może wyświadczysz mi przysługę i porozmawiasz z Hillelem, powiesz mu, co czujesz z powodu jego śmierci? Mógłbyś też przyrzec mu, że więcej nie wbijesz igły w ramię, nie będziesz pił ani brał.
- Z czym mam rozmawiać? Przecież to tylko kawałek trawnika i kamień.
- Zachowuj się tak, jakby Hillel cię słyszał - poradził Bob i poszedł.
Siedziałem, czując się naprawdę niezręcznie, że mam rozmawiać z kimś, kogo nie ma. Potem jednak powiedziałem "Yo, Slim" - tak zawsze witałem się z Hillelem. I to było tak, jakby w ułamku sekundy runęła ściana. Wybuchnąłem płaczem, w życiu tak nie szlochałem. Od tej chwili z oczu płynęły mi łzy, łkałem, szlochałem i kaszlałem. Porozmawiałem z Hillelem, powiedziałem mu, jak bardzo go kocham i strasznie tęsknię. I złożyłem obietnicę. "Jestem czysty. Jestem w ośrodku. I przyr
zekam, że więcej nie wbiję igły w ramię. Pozostanę czysty." Płakałem przez całą drogę z cmentarza.
Odkąd poznałam twórczość Red Hotów z Hillelem, stał się on moim ulubionym gitarzystą, a płyty z nim są moimi ulubionymi. Niewielu to wie, ale gdyby nie śmierć Hillela, to może Anthony Kiedis leżałby teraz w grobie od długich lat,a Red Hot Chili Peppers nie byli znanym zespołem. Brat Hillela - James wydał w 1999 książkę Behind the sun: The Diary and Art of Hillel Slovak w którym znajdują się fragmenty pamiętnika Hillela oraz jego obrazy. Chciałabym kiedyś ją przeczytać. W pewnym momencie swojego życia przechodziłam ogromną fascynację osobą Hillela, poświęciłam mu kilkanaście wierszy - mój ulubiony i najbardziej udany:
Dar dla przyjaciela
 Złożyłeś wielki dar
swemu przyjacielowi,
oddając swoje życie,
by on mógł zrozumieć,
jakim złem są narkotyki.
On cię kochał,
naprawdę kochał,
o ile nadal nie kocha.
Byłeś jego bratnią duszą
i tak wcześnie go opuściłeś.
On jednak zrozumiał
Twoją śmierć i
zrobił to czego byś pragnął,
zerwał z nałogiem,
aby Twoja śmierć była uzasadniona.
* Mike - chodzi tu o Flea
(post umieszczony również na starym adresie :) )

Komentarze

Popularne posty