A. Pilipiuk - Carska manierka
„Carska manierka” to druga książka z dorobku Andrzeja Pilipiuka, którą miałam okazję przeczytać. Nie wiedziałam czego się po niej spodziewać, ale to sprawiło, że mój „apetyt” na tę książkę wzrósł. W „Carskiej manierce” znajduje się 8 opowiadań, które są lepsze i gorsze, ale każde spośród nich mi się podobało i sprawiło, że w duchu się naprawdę nieźle uśmiałam, bowiem książkę tą czytałam w pracy, kiedy nie było klientów. Zacznę od tego, że bardzo spodobało mi się wydanie książki, które jest bardzo eleganckie, a zarazem proste. Już na sam widok można stwierdzić, że będzie się miało do czynienia z wyjątkowymi i niezwykłymi opowieściami.
„Manierka” to pierwsze
opowiadanie, którego bohaterem jest licealista Robert Storm. Przyjeżdża on na
Śląsk, gdzie pragnie odnaleźć trochę złóż złota. Jednak na Roberta czeka nieco
inne zadanie. Jego wujek podarował mu carską manierkę, która miała wskazać
miejsce ukrycia przez rosyjskiego żołnierza skarbu. Ukryte są na niej znaki,
które Robert musi rozszyfrować, aby dotrzeć do skarbu. Powiem szczerze, że
bardzo mi się od pierwszego zdania podobało to opowiadanie i tak było do końca.
Trochę mnie zaskoczyło, ale bardzo pozytywnie.
„Czarne parasole” to
opowiadanie bardzo mi się spodobało ze względu na swój główny wątek, a
mianowicie lata 20. i aparaty. Robert pomaga swojemu koledze policjantowi w
rozwiązaniu pewnej zagadki. Otóż pewien mężczyzna znalazł rolki starego filmu,
który postanowił wywołać i pokazać światu, ale czy na pewno? Tego właśnie
próbuje się dowiedzieć Robert i jego kolega. Muszę przyznać, że opowiadanie
naprawdę mocno mnie zbiło z tropu i bardzo rozbawiło, ale też sprawiło, że
zamarzyłam o czymś takim.
„Na dnie mogiły” z kolei trochę
mnie przestraszyło, bowiem Robert Storm zmierzył się z nie zbyt przyjaznym
Domem Czarnych Liści. Musiał on odnaleźć pewną mogiłę poległych żołnierzy, aby
znaleźć pewną rzecz, rzekomo należącą do przodka zleceniodawcy, ale czy tak
jest rzeczywiście? Opowiadanie bardzo tajemnicze, ale i przerażające ze względu
na sam Dom Czarnych Liści, jednak pomimo to bardzo ciekawe i interesujące.
„Album” spodobał mi się
najmniej, ale bardzo zaintrygował. Robert dostaje polecenie od swojego
starszego znajomego, aby po jego śmierci zaopiekował się pewnym bezcennym
artefaktem, który ten ukrywa przed światem od wielu lat. Co kryje w sobie ten
przedmiot, że musi być tak skrupulatnie chroniony? Nie zdradzam tylko odsyłam
do lektury.
„Miód umarłych” i to
kolejne opowiadanie, które sprawiło, że włos zjeżył mi się na głowie. Bardzo
mnie urzekło ze względu na zagadkę jaka się tutaj wdarła. Autor w doskonały
sposób połączył miejscowe wierzenia z życiem codziennym. Można z niego również
odczytać morał, że kiedy jesteśmy zbyt chciwi i najchętniej dążylibyśmy po
trupach do celu (i to nie jest przenośnia) poniesiemy srogie rozczarowanie.
„Śmierć pełna tajemnic”
tutaj bohaterem nie był już Robert Storm, a pewien doktor – Paweł Skórzewski –
który to postanawia uratować swojego krewniaka z bolszewickiej Rosji.
Opowiadanie zaczyna się od pewnego wykładu o śmierci doradcy carskiego
Grigorija Rasputina. Wydarzenie to nadaje sens całemu opowiadaniu, ale nie
zdradzę niczego więcej, nie wiem po prostu jak je opisać, żeby nie popsuć
czytania. To opowiadanie bardzo mi się podobało, chyba nawet najbardziej.
Przedostatnie o tytule „Tajemnica
Góry Bólu” bardzo mnie
wzruszyło, tak wzruszyło. Paweł Skórzewski wraz ze swoim krewnym Aleksandrem i
kilkoma innymi ludźmi wyruszają w poszukiwaniu Arki Noego. Czy uda im się
dotrzeć do swojego celu? Odsyłam do opowiadania.
„Rehabilitacja Kolumba” początkowo
naprawdę mi się nie podobała. Nie umiałam się w niej odnaleźć i trochę nudziłam,
jednak kiedy już zrozumiałam o co chodzi naprawdę nieźle się nadziwiłam i
uśmiałam. Akcja toczy się w naprawdę dawnych czasach, a Hiszpanie nie są zbyt
mile widziani ze względu na występek Kolumba. Co biedny Kolumb takiego zrobił,
że używanie jego nazwiska to najgorsza z możliwych obelg? Tego nie zdradzę, ale
możecie być pewni będziecie zaskoczeni.
Carska manierka Andrzeja Pilipiuka okazała się być strzałem w dziesiątkę. Książkę czytało się
naprawdę przyjemnie, a każde opowiadanie wnosiło coś nowego i każde było dobre. Nie nudziłam się, a wręcz przeciwnie niesamowicie odprężyłam i z ciekawością rozwiązywałam ukryte zagadki. Kartki przewracałam niemal z zapartym tchem chcąc dowiedzieć się co będzie dalej, a autor wciąż i wciąż mnie zaskakiwał. Wiadomo jedne przypadły mi do gustu bardziej, inne mniej, ale na pewno była to
pozycja warta uwagi. Każda historia przenosi nas w barwny i zupełnie inny
świat. Sprawia, że przenosimy się w inne wymiary i zaglądamy we wnętrza naszych
marzeń. Dobra pozycja na długi nudny wieczór, można przeczytać wszystkie
opowiadania od razu (tak jak zrobiłam to ja) lub czytać sobie po jednym. W Carskiej manierce do każdego opowiadania dołączony był rysunek dotyczący jego treści, przyznać trzeba, że ilustracje zamieszczone w tej książce Andrzeja Pilipiuka robiły wrażenie i uzupełniały moje wyobrażenia.
Książka przeczytana w ramach wyzwania:
(może nie do końca klasyfikuje się ona jako kryminał, ale jednak wątki lekko kryminalne się tutaj pojawiły)
WESOŁYCH ŚWIĄT!!
Kurczę, a ja jeszcze twórczość Pilipiuka mam przed sobą...
OdpowiedzUsuńP.S. Recenzja dodana do wyzwania, Wesołych Świąt :)
Ja pewnie też bym jeszcze miała, gdyby nie to, że pod koniec zeszłego roku wygrałam jego książkę pt. "Trucizna" i po prostu się oczarowałam ;)
UsuńJa co prawda nie wygrałam książki, ale dostałam pod choinkę jednak również liczę, że auto mnie oczaruje:)
OdpowiedzUsuńTej też akurat nie wygrałam, również dostałam ją w prezencie - urodzinowym jednak. Książki Pilipiuka mają to do siebie, że można je albo pokochać albo znienawidzić.
Usuń