Muzyczne upodobania #4 /Thirty Seconds To Mars

W ostatnich dwóch postach z serii Muzyczne upodobania mówiłam o zespołach z nieco bardziej liryczno - mroczną nutą. Miałam publikować te posty regularnie jednak jakoś straciłam motywację, będzie więc to cykl bardzo nieregularny. Dziś jednak chciałam opowiedzieć o zespole, który to wdarł się w moje życie przypadkiem i rozburzył to co było już poukładane. Będzie to chyba jedyny zespół w tym zestawieniu, który jest tak popularny. Pora na spotkanie z...

\
Tutaj również oszczędzę sobie głębszego wchodzenia w historię zespołu. Zaznaczę jednak, że zespół znany dzisiaj jako 30 Seconds To Mars został założony przez dwóch braci Jareda i Shanona w 1998 roku, zaś w 2003 roku do zespołu dołączył Tomo Miličević. 

Moja "miłość" do 30STM narodziła się w momencie, kiedy zespół miał zagrać swój pierwszy koncert w Polsce, w roku 2010 na Coke Live Music Festival, w tym czasie zespół promował swój album This Is War. Początkowo zakochałam się w piosence Closer to the edge, a później w albumie, aż w końcu w całej twórczości, którą poznałam już w roku 2007, ale wtedy twórczość zespołu do mnie nie przemówiła, choć piosenka From Yesterday gdzieś tam czasem pobrzmiewała. Lubiłam także piosenkę Attack. Bardzo chciałam pojechać na CLMF, ale rzecz jasna się nie udało. Nie byłam na żadnym koncercie Marsów, choć sobie to często obiecywałam. Zagrali oni ponownie w 2010 roku 14 grudnia na warszawskich Torwarze, miałam jechać, ale... zabrakło biletów. Jednak po kolei, jako że nie udało mi się pojechać na CLMF z różnych przyczyn, na pocieszenie kupiłam sobie album This Is War, który to bardzo w tym czasie lubiłam, słuchałam Marsów namiętnie i szybko polubiłam kolejną piosenkę, która doczekała się potem teledysku - Hurricane. Zafascynował, mnie również sam Jared Leto, nie tylko jako wokalista, ale także jako aktor. 



Przy 30 Seconds To Mars dotarałam do niebezpiecznej granicy, którą przeżyłam parę lat wcześniej w przypadku Red Hot Chili Peppers, ale byłam już sporo starsza i potrafiłam sobie z tym radzić. Choć i tak można było zauważyć "głupawkę Marsową". Moje polubienie się z Marsami było bardzo spontaniczne. Zaczęło się jak powiedziałam w 2010 roku, tak się złożyło, że pisząc swoje opowiadanie często słuchałam Antyradia bądź Eski Rock i tak jakoś w ucho wpadła mi piosenka Closer to the edge, później już tylko w necie wynalazłam resztę piosenek z tego albumu i się zaczęło. Co najciekawsze 30 Seconds To Mars był pierwszym zespołem, którym "zaraziłam" moich dwóch bliskich znajomych. 




Ulubionych piosenek mam mnóstwo, jednak tym najbardziej ulubionym albumem jest ten, który wcześniej przeoczyłam - Beautiful Lie, a na nim praktycznie każdy utwór jest mi bliski, wszystko zależy od czasu i okoliczności. Moją sympatię wzbudza jednak R - evolve, które wyróżniłabym również na szczycie ulubionych piosenek w ogóle. Najmniej wsłuchuje się w pierwszy album, nie potrafię się przez niego przegryźć, choć wielokrotnie próbowałam. Każda piosenka 30 Seconds To Mars jest dla mnie idealna na różne okazje. Choć teraz na Marsów (jak i zresztą każdy zespół) muszę mieć ochotę, to jednak 30 Seconds To Mars jest tym, który słucham najczęściej (jakoś przyjemniej mi odpalić płytę Marsów aniżeli Red Hotów na przykład), a najbardziej to chyba w wakacje. W przypadku tego zespołu dokładnie wiem co mnie urzekło, była to melodyjność ich piosenek, trochę elektroniki, trochę mocnego brzmienia i przede wszystkim głos Jareda. 30 Seconds To Mars bardzo często zabiera się za covery znanych piosenek, tak się akurat stało, że ich wykonanie Bad Romance pobiło moje serce do tego stopnia, że polubiłam tę piosenkę (jednak tylko w ich wykonaniu), także bardzo lubię ich wykonanie Stay (Rihanna) i Where the streets have no name (U2). W któryś momencie zespół zepchnęłam bardzo daleko, ale zwyciężyła we mnie słabość do głosu Jareda. I choć ich nowa płyta nie zbyt początkowo przypadła mi do gustu, później się to radykalnie zmieniło i nadal jest w tym moim Top10. Na Marsów albo muszę mieć ochotę i jest to wtedy słuchanie tak długo, aż mi się znudzi, albo słuchanie okazyjne, czyli robię coś i włączam 30 Seconds To Mars (a to zdarza się często jak już pisałam). Pisząc ten post w listopadzie nie przypuszczałam, że moje marzenie o zobaczeniu Thirty Seconds To Mars na żywo będzie tak szybko możliwe.
Marsi zagrają 22 czerwca na stadionie miejskim w Rybniku, a ja już posiadam na niego bilet! 




Te najbardziej ulubione piosenki (cześć już była wyżej):




Komentarze

  1. Świetna kapela! Zazdroszczę Ci takich atrakcji :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie ma czego zazdrościć, posiadanie biletu, a pojechanie to dwie różne rzeczy. Czeka mnie obrona pracy, która przypada na czerwiec, więc może być różnie ;), ale zrobię wszystko by pojechać, bo do Rybnika nie ma tak daleko ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Przeczytałeś moją recenzję/post? Podziel się swoją opinią. Za każde pozostawione tutaj słowo z całego serducha dziękuję! :)

Popularne posty